Powstrzymajmy wyścig do dna

Być może trudno sobie wyobrazić, że na „zielonej wyspie” może być jeszcze gorzej niż teraz i w związku z tym TTIP niczego już w naszej prekarnej doli nie zmieni. Wystarczy jednak spojrzeć na sytuację pracowniczą w krajach globalnego Południa czy prawa świeżo upieczonych matek w Stanach (12 tygodni bezpłatnego „urlopu”) żeby zrozumieć, jak wiele wciąż mamy do stracenia

Na pierwszy rzut oka może się też wydawać, że Transatlantyckie Porozumienie w sprawie Handlu i Inwestycji (w skrócie zwane TTIP) to umowa, która dotyczyć będzie tylko pewnej grupy przedsiębiorców działających w Europie Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z deklaracjami ma bowiem doprowadzić do zniesienie barier w handlu i innych usługach by te nie zakłócały niepotrzebnie prowadzenia działalności gospodarczej przez firmy, które swoje zyski czerpią z międzynarodowego obrotu. Polskie Ministerstwa Gospodarki podkreśla, że TTIP dotyczy regulacji handlowych, nie powinno zatem niepokoić działaczek i działaczy praw człowieka a w tym praw pracowniczych. My jednak rozumiemy, że choć to już XXI wiek i wiele procesów jest zautomatyzowanych, to zarówno produkcja, jak i usługi możliwe są tylko dlatego, że ktoś te dobra produkuje, ktoś sprzedaje, ktoś inny wydobywa potrzebne do produkcji surowce czy opracowuje dla nich kampanie reklamowe. Tym kimś są pracownicy i pracownice, których w dodatku ktoś inny leczy, edukuje i karmi. Warunki, w jakich praca tych wszystkich osób się odbywa – ile trwa godzin, jak jest opłacana, czy jest bezpieczna – wynikają w dużym stopniu z regulacji prawnych danego państwa (czy innego organizmu jak Unia Europejska czy poszczególne stany). Celem tych regulacji jest oczywiście wymuszenie na pracodawcach takich warunków, które uważa się za godne. Wymuszenie, bo niestety, to co dla nas jest naszymi prawami, z punktu widzenia właścicieli czy kadry kierowniczej korporacji, to bariery na drodze do zwiększania zysków.
Skoro więc treścią TTIP jest zniesienie barier w handlu i inwestycjach, oznacza to, że negocjatorzy amerykańscy i unijni właśnie majstrują przy naszych gwarancjach i wolnościach związanych z prawami pracowniczymi. Za zamkniętymi drzwiami tworzą nowe reguły gry „Praca kontra Kapitał”, w którą będziemy zmuszeni grać przez dziesiątki lat. Dlatego czytelniczki, które należą do tzw. 1%, czyli żyją dzięki dochodom z rodzinnego kapitału, proszę o wsparcie jakiejś wartościowej inicjatywy zmierzającej do zbudowania bardziej sprawiedliwego świata, całą resztę zaś, która tak jak ja musi pracować żeby przeżyć, zapraszam do dalszej lektury.
Chciałabym teraz móc w kilku zdaniach napisać, co porozumienie między Unię Europejską a Stanami Zjednoczonymi oznacza z punktu widzenie pracowników i pracowniczek zatrudnionych po obu stronach Atlantyku, czy wpłynie na poziom płac w Polsce, pewność zatrudnienia lub wolność działalności związkowej. Niestety, proponowane zapisy umowy objęte są tajemnicą, a dostęp do nich mają tylko negocjatorzy i nieliczni europarlamentarzyści. Co więcej nie wiemy dokładnie jakie są plany Komisji Europejskiej, czego domaga się USA, a jakie są oczekiwania polskiego rządu. Żeby znaleźć odpowiedzi na interesujące nas pytania musimy zatem oprzeć się na naukowych opracowaniach możliwych skutków TTIP oraz przyjrzeć się różnicom w przepisach związanych z ochroną pracowników w USA i UE. Trzeba także wziąć pod uwagę takie elementy TTIP jak arbitraż do rozstrzygania sporów miedzy inwestorem a państwem (ISDS) oraz ciało do spraw regulacji (RCB).
Badania przygotowane przez niezależnych ekspertów niestety nie przynoszą dobrych wiadomości. Wskazują że – wbrew zapowiedziom Komisji – TTIP nie stworzy nowych miejsc pracy, a wręcz przeciwnie, doprowadzi do utraty kolejnych 1-2 milionów (z czego ponad połowa w Europie), powiększając kilkudziesięciomilionową rzeszę bezrobotnych po obu stronach Atlantyku.
Wiarygodność tych prognoz potwierdzić mogą opracowania dotyczące skutków umowy NAFTA od ponad 20 lat wiążącej Stany, Meksyk i Kanadę a stanowiącej wzór dla TPP (umowa o handlu i inwestycjach między US a niektórymi krajami Azji, Oceanii i Ameryki Płd.) czy TTIP. Wbrew zapewnieniom Clintona, który Naftę podpisywał – zwróćmy uwagę, że tym umowom zawsze towarzyszy ta sama propaganda – sytuacja pracowników nie poprawiła się, a wręcz przeciwnie, sami tylko Amerykanie utracili ok. 800 tys stanowisk.
Z doświadczeń amerykańskich i meksykańskich pracowników wiemy też, że utworzenie strefy wolnego handlu (TAFTA) prowadzi do obniżenia płac oraz pogorszenia warunków pracy.
Dlaczego tak się dzieje? Nie trzeba być ekonomistką (ja nie jestem) by rozumieć, że większe zyski z prowadzenia działalności – a taki jest cel korporacji – uzyskuje się zdobywając nowe rynki zbytu lub tnąc koszty. Dziś dla europejskiej rynków pierwsze będzie raczej oznaczać wyeliminowanie konkurencji – rynki są już dobrze spenetrowane, można więc walczyć o większy kawałek tortu a nie nowe ciastka. Będzie to skutkowało tworzeniem oligopoli (takich „prawie monopoli”), a te zawsze będą w dalszej perspektywie nadużywać swojej dominującej pozycji na rynku na niekorzyść klientów i pracowników. Za cięciem kosztów kryje się zaś obniżanie jakości produktów, nisze standardy środowiskowe, gorsze warunki bhp, niższe płace, brak zabezpieczeń socjalnych. Krótko mówiąc bez regulacji prawnych działających na korzyść pracowników oraz bez silnej reprezentacji związkowej grozi nam zaprzepaszczenie tego wszystkiego, co m. in. wysiłkiem kilku pokoleń działaczek i działaczy praw pracowniczych udało się wywalczyć w XX wieku.
W XXI wieku według Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO) celem działalności rządów powinno być zapewnienie godnej pracy (Decent Work Agenda, DWA), czyli takiej, która jest m.in. produktywna i godziwie opłacana, zapewnia perspektywy rozwoju osobistego i integracji społecznej, gwarantuje w miejscu pracy wolność organizowania się i uczestniczenie w podejmowaniu decyzji, zapewnia też pracującym bezpieczeństwo i ochronę socjalną dla rodzin. ILO opracowała też 8 konwencji, których celem jest zapobieganie najgorszym formom nadużyć związanych z pracą. Kraje członkowskie UE ratyfikowały wszystkie konwencje, sama zaś Unia zobowiązała się wprowadzać Agendę do swoich umów międzynarodowych . Problem jednak w tym, że Stany nie tylko podpisały jedynie dwie z tych konwencji to nie przyjęły też DWA. W praktyce oznacza to, że większość zabezpieczeń pracowniczki i pracownicy muszą tam sobie każdorazowo wywalczyć. Jest to tym trudniejsze, że wśród nieratyfikowanych przez Stany konwencji są te gwarantujące prawa związkowe – tu różnica między europejską normą a amerykańską jest ogromna. Na marginesie warto zauważyć, że to co dziś nazywa się prekariatem – niepewność zatrudnienia, brak osłon socjalnych, płaca nie pozwalająca na przeżycie – jest powrotem do półniewolniczej kondycji jaką znamy z nowelek Konopnickiej czy Prusa (jedyne co nam nie grozi to praca małych dzieci, bo akurat konwencja jej zakazująca jest jedną z podpisanych przez Stany).
Co zostanie wynegocjowane w jeszcze nie wiemy, ale jakakolwiek próba „harmonizacji” musiałaby się odbyć kosztem naszych uprawnień.
To czego należy się obawiać w związku z TTIP wcale jednak nie musi być wpisane wprost w tekst umowy. Wystarczy, że stanie się pretekstem do pozwów przed arbitrażem do rozstrzygania sporów między zagranicznym inwestorem a państwem (ISDS). Ten mechanizm pozwala pozywać firmom skarb państwa o odszkodowanie za spodziewane zyski utracone w związku ze zmianę warunków prawnych. Po podpisaniu TTIP zatem każda próba poprawy warunków pracy może zostać potraktowana przez korporację (małych firm nie stać na te procesy) jako zagrażająca jej spodziewanym profitom i stać się podstawą do pozwania o wielomilionowe odszkodowanie. Argentyna na przykład została pozwana ponad 40 razy za działania, których celem było wsparcie obywateli w czasie najgorszego kryzysu. Do 2013 r. zapłaciła z kasy państwowej 980 mln dolarów m. in. za zamrożenia cen prądu i wody czy dewaluację waluty. Inny często przywoływany przykład działania tego mechanizmu to sprawa z 2012 roku, w której francuska Veolia pozwała egipskie władze po tym jak w efekcie Arabskiej Wiosny ustaliły one wysokość płacy minimalnej. Korporacja domaga się (sprawa w toku) od afrykańskiego państwa 82 milionów euro odszkodowania, bo jak twierdzi – poniekąd słusznie – nowa regulacja sprawi, że jej przyszłe profity będą niższe. Pytanie tylko, czy musimy się opłacać wąskiej grupie właścicieli korporacji za to, że w demokratycznym procesie egzekwujemy swoje prawo do godnej pracy i płacy? Czy celem stanowienia prawa powinno być przede wszystkim gwarantowanie zysków wielkiemu biznesowi czy też interes publiczny?
Mechanizm ISDS został stworzony by zapewnić ochronę firmom inwestującym w krajach o tzw. niestabilnej demokracji, a jak można się domyślać, chodziło o ryzyko nacjonalizacji inwestycji przez „trzecioświatowe” rządy. Pomijając słuszność tamtych ocen i decyzji, co to ma wspólnego z dzisiejszą unią europejską i stanami zjednoczonymi?
Mówiąc o ISDS trzeba zwrócić uwagę, jak bardzo niebezpiecznym skutkiem działania tych arbitraży jest ich ostudzający wpływ (chilling effect) na prawodawców. Jak sami przyznają, powstrzymują się oni od tworzenia nowych regulacji w obawie przed ewentualnymi pozwami ze strony korporacji. Można też zauważyć, że stało się już praktyką dużych firm ogłaszanie, że rozważają pozew przeciwko państwu, po tym jak tylko informacja o nowej regulacji pojawi się w mediach. Tak było w przypadku zapowiedzi zamknięcia elektrowni jądrowych czy wyższych standardów ochrony wody w Niemczech (groźba pozwów od szwedzkiej firmy Vattenfall).
Podobny wpływ na naszą zdolność do polepszenia warunków pracy czy działalności związkowej będzie miał inny mechanizm planowany przez negocjatorów TTIP – Ciało do spraw współpracy regulacyjnej (Regulatory co-operation Body, RCB). Ma ono mieć dostęp do propozycji prawnych jeszcze zanim zostaną one poddane demokratycznemu procesowi i po konsultacji z biznesem wyrażać swoją opinię na temat ich ewentualnego niekorzystnego wpływu na inwestycje. Być może będzie też wysuwać swoje własne propozycje dalszej „liberalizacji”. Pisząc o liberalizacji a la TTIP używam cudzysłowu, bo przecież nie chodzi tu o wolność tylko o zwiększenie przywilejów dla wielkiego biznesu. Nic dziwnego, że to właśnie ISDS i RCB budzą niepokój związków zawodowych po obu stronach Atlantyku.
Podsumowując po podpisaniu umowy grozi nam utrata miejsc pracy oraz pogorszenie jej warunków. Jak wskazują doświadczenia z NAFTA szczególnie trudne jest pierwsze 10 lat. Kto nie ma ochoty brać udziału w tym wyścigu do dna, może podpisać petycję do Komisji Europejskiej przeciwko dalszym pracom nad TTIP i wziąć udział w innych akcjach protestacyjnych.
____________

Tekst pochodzi ze strony www.ozzip.pl i został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0 PL, OZZ Inicjatywa Pracownicza tym samym zezwala na jego swobodne wykorzystanie przez każdą zainteresowaną osobę czy instytucję, wykorzystanie to nie może zatem być traktowane jako oznaka współpracy Związku z daną osobą czy instytucją.

Dodaj komentarz